top of page

Po miłość na koniec świata - rozmowa z Agnieszką Khokhar cz. 1


Ich historia nadaje się na materiał na dobrą książkę. Mamy w niej próbę uczuć, podróże, różnice kulturowe, dreszczyk emocji. I miłość oczywiście. W rozmowie trudno było mi się powstrzymać od zadawania coraz to nowych pytań. Dlatego, żeby nie przytłoczyć Was treścią, a zarazem nie pozbawić możliwości poznania ciekawostek podróżniczych, podzieliłam nasz wywiad na dwie części. Zaczynamy.


Początek Waszego związku brzmi jak wyjęty z bajki. Tylko w bardziej współczesnej wersji. Opowiedz proszę, jak się z Harrym poznaliście.


Był rok 2010. Wówczas w moim życiu był mężczyzna, który mnie bardzo unieszczęśliwiał. I wtedy na jednej ze stron muzycznych, która na podstawie słuchanej muzyki generowała gusta i podpowiadała znajomości, pojawił się pewien chłopak. Krył się pod tajemniczym pseudonimem John Doe, a jako lokalizację miał wskazaną Antarktydę. Także nie miałam pojęcia, kim jest. Zaczęliśmy rozmawiać. Z czasem okazało się, że jest studentem medycyny z Indii i po dwóch tygodniach naszej znajomości przez Internet powiedział, że mnie kocha. Stwierdziłam, że jest szalony! Myślałam, że jeżeli on jest z Indii, a ja z Polski, to taki związek w ogóle nie ma szans. Harry zarzucił temat, ale poprosił, żebyśmy nadal rozmawiali. Więc rozmawialiśmy. Mijały tygodnie, miesiące i z czasem zorientowałam się, że jest ciepłym, rozgarniętym facetem. Był wobec mnie bardzo opiekuńczy i wiedziałam, że coraz bardziej mogę na niego liczyć. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że przebywanie z Harrym sprawia mi więcej przyjemności, niż z moim dotychczasowym chłopakiem. Ostatecznie się z nim rozstałam. A znajomość z Harrym kwitła. Potrafiliśmy rozmawiać całymi nocami. Harry wtedy studiował i często zdarzało się, że przez nasze rozmowy spał 2-3 godziny i wychodził na zajęcia. Po kilku miesiącach stwierdził, że chce przyjechać do Polski żeby tu studiować i być bliżej mnie. Jednak, gdy zaczął się orientować w procedurach, to okazało się, że musiałby zaczynać całe studia od nowa i to po polsku.


Wasze randki przez Internet trwały 1,5 roku i wtedy zapragnęliście więcej?


W zasadzie prowodyrem była moja mama. Akurat skończyłam studia magisterskie i wtedy mama zapytała mnie, czy nie chciałabym do Harrego pojechać. Byłam zakochana, ale nie przyszłoby mi do głowy, że mama się na ten wyjazd zgodzi. A tu taka niespodzianka. Sama podróż była niezwykła. Jechałam z mojego domu do Bydgoszczy, z Bydgoszczy do Lublina, z Lublina do Lwowa, z Lwowa do Kijowa i dopiero wtedy miałam samolot do Indii. Moja podróż trwała więc trzy dni. Dodam, że jeszcze jeden przelot był w samych Indiach. Na lotnisku w Goa miał na mnie czekać Harry. Pamiętam, że gdy wyszłam z samolotu, to strasznie się przeraziłam. Miałam przed sobą tłum mężczyzn, którzy wyglądali tak samo. Dodatkowo każdy był ubrany w koszulę w kratę i miał wąsy. W panice pomyślałam, że jeżeli Harry zgolił brodę, to go nie poznam. Ale nagle usłyszałam znajomy głos, a gdy się odwróciłam i spojrzeliśmy na siebie, to wiedziałam, że przyjazd do Indii, to była dobra decyzja.


Jak na Twój wyjazd zareagowali bliscy?


Mama wspierała mnie od początku. Natomiast prawie wszyscy moi przyjaciele byli przerażeni. Nawet dwoje z nich koniecznie naciskało, żebyśmy ustalili jakieś hasło ratunkowe, które gdybym wypowiedziała, miało oznaczać moje kłopoty. Na szczęście nie było potrzebne.


Kupiłaś bilet w dwie strony, spakowałaś się i w listopadzie 2011 roku poleciałaś do Indii. Na trzy miesiące. Nie mając tak naprawdę pewności, kogo spotkasz na miejscu. Odwaga, brawura, szaleństwo? Miłość? Jak na to patrzysz z perspektywy czasu?


Przede wszystkim niedoinformowanie (śmiech). Mając te informacje, które mam dzisiaj – o Indiach, o tym jak postrzegane są tam kobiety, szczególnie samotne białe turystki – to bym nie pojechała. Teraz wiem, że to było naprawdę ryzykowne. Zdałam sobie sprawę, jakie miałam szczęście, że na lotnisku czekał na mnie Harry, a nie ktoś inny. Bardzo dużo rzeczy mogło się zdarzyć.


Byłaś w Indiach przez trzy miesiące. Co zwróciło Twoją szczególną uwagę?


Najpierw przez tydzień byliśmy w Goa, które jest typowo turystyczną miejscowością. I mimo, że mamy XXI w. i jesteśmy tak zaawansowani cywilizacyjnie, w Indiach nadal strasznie dużą sensację wzbudza biała kobieta. Pamiętam, że w trakcie naszego zwiedzania była taka sytuacja, że Harry odszedł ode mnie na chwilę i w tym czasie zebrała się wycieczka szkolna oraz jacyś dorośli ludzie, żeby robić sobie ze mną zdjęcia. Tylko dlatego, że byłam biała. Poza tym fakt, że byliśmy mieszaną parą i biała kobieta szła za rękę z Hindusem, również zwracał uwagę ludzi, którzy bez skrępowania się za nami oglądali. W miejscowości, w której mieszkał i studiował Harry czułam się wreszcie normalnie. Było tam sporo studentów i oni mieli raczej luźny stosunek do takiego widoku. Zupełnie inaczej było, gdy dwa lata później pojechaliśmy do rodzinnej miejscowości Harrego.


Indie odwiedzałaś w okresie Świąt Bożego Narodzenia – jak one tam wyglądały?


Byłam bardzo zaskoczona, bo były choinki. Harry stanął na wysokości zadania i zdobył tyle składników, że byliśmy w stanie przygotować prawdziwą polską wieczerzę wigilijną. Połączyliśmy się nawet z moją mamą na Skype. Później przyszli znajomi Harrego, więc śmialiśmy się, że mieliśmy też niezapowiedzianego gościa, który zapełnił puste miejsce przy stole. Kilka dni później wyjechaliśmy na małe wakacje w góry i tam udało nam się pójść do katolickiego kościoła, gdzie przywitała nas szopka i wielka choinka.


Ona – Polka, on – Hindus, w jaki sposób wybraliście miejsce, gdzie razem zamieszkacie? Czy brałaś pod uwagę Indie?


Indie niekoniecznie. Wiem, że Harry nie chciał zostawać w Indiach. Życie tam jest ciężkie, a na ulicach bywa niebezpiecznie. Braliśmy pod uwagę Amerykę, ale mnie raczej tam nie ciągnęło, a Harry nie naciskał, więc ostatecznie wylądowaliśmy w połowie drogi – w Wielkiej Brytanii.


Więc zamieszkaliście w Londynie. I w tym momencie Waszej historii przyszedł czas na ślub. Ten pierwszy.


Gdy zamieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii, to było już dla nas jasne, że chcemy być razem i ślub jest po prostu kwestią czasu. Z tym, że zupełnie inaczej go sobie wyobrażaliśmy. Gdy przybyliśmy do Londynu w maju 2013 roku, to myśleliśmy o ślubie w perspektywie rocznej. Z czasem się to zmieniło. Ponieważ Harry miał wizę tylko na pół roku, w biurze zajmującym się sprawami imigracyjnymi upewniliśmy się, że jeżeli będziemy zaręczeni i zadeklarujemy, że chcemy się pobrać, to z pobytem Harrego nie będzie problemu. Okazało się inaczej. Pamiętam, że byłam wtedy w pracy, gdy odebrałam telefon od Harrego. Powiedział, że jednak zaręczyny nie wystarczą i musimy się pobrać. Od razu zaproponował datę 8 stycznia bo… taki był pierwszy wolny termin (śmiech). Pomyślałam: czemu nie. Dopiero, gdy odłożyłam słuchawkę, to do mnie dotarło, że za trzy tygodnie wychodzę za mąż! I że chyba wypadałoby zadzwonić do domu i wszystkich powiadomić. Mieliśmy bardzo kameralny ślub. Obecna była moja mama, brat i przyjaciółka, z którą od początku mieszkaliśmy w Londynie. Mama przygotowała prawdziwą ucztę weselną. Nie obyło się również bez krótkiej podróży poślubnej. Pamiętam, że było bardzo zimno, ale uroczo. Taki był nasz pierwszy z trzech ślubów.


A już za kilka dni – w drugiej części naszej rozmowy – dowiecie się, co w Indiach kryje się pod pojęciem „niewielki ślub”, jaką rolę ma para młoda i kto tańczy na weselu. Przekonacie się również, że wybór imienia dla dziecka wcale nie jest taką prostą sprawą. Szczególnie w rodzinie polsko-hinduskiej.


FOLLOW ME

  • Black Facebook Icon
  • Black Instagram Icon

STAY UPDATED

POPULAR POSTS

TAGS

bottom of page